Bardzo, bardzo długo
kombinowaliśmy, jak rozmieścić wszystkie pomieszczenia, by domek był jak najbardziej
funkcjonalny i wygodny. Wiele rozwiązań jest wynikiem długich dyskusji i
licznych kompromisów. Pewnie na etapie wdrażania mogłabym o nich powiedzieć
więcej, ale już nie pamiętam dokładnie, co było za i przeciw, co nam się nie
podobało i dlaczego.
Ciągle liczymy się z
kosztami ( mimo wszystko ), więc nasza bryła miała mieć jak najmniejszą (
możliwie ) powierzchnię zabudowy. Nie pamiętam od jakiej zaczynaliśmy – chyba
od około 66 m², a teraz mamy 88,3, gdzie na samym początku taką liczbę
wykluczyliśmy. Bardzo dużo dało nam „wyrównanie” przedsionka i obecnie salon z
kuchnią zajmują 40 m², co jest dla nas wręcz luksusem ( nasze obecne mieszkanie
ma 39 m² ). Muszę jednak jeszcze porozmawiać z mężem, by jasno określić, czy
budowa takiej wielkości domku jest dla nas osiągalna. Na razie mimo lekkiego
niepokoju, cieszę się.
Największy problem
mieliśmy ze schodami. Przerobiliśmy chyba wszystkie możliwe opcje i w końcu
stanęliśmy na takim zawijasie ( patrz niżej ). Architekci mówią, że takie
usytuowanie może być przytłaczające ( pod nimi znajduje się wejście do domu ).
Zgadzam się z tym, choć same schody nie będą pełne, więc światła będzie wystarczająco,
jedynie może sprawiać to dziwne wrażenie. Bardzo zależało nam na tym, by na
dole był ( nawet malutki ) osobny pokój. Na początku planujemy zajęcie samego
dołu i będzie on przeznaczony dla dziewczynek. My zajmiemy salon. Na górze
zaplanowaliśmy trzy pokoje – dla nas i dla dzieci. Jeżeli uda nam się
powiększyć rodzinę, przeniesiemy się z mężem na dół, a górę przejmą nasze
pociechy. Zależało nam na tym, by góra była bardzo proporcjonalna i
pomieszczenia ( poza gospodarczym ) miały mniej więcej podobną powierzchnię.
A w efekcie wygląda to
tak: