Etykiety

piątek, 29 marca 2013

Dawid: koszt


Od momentu, kiedy powzięliśmy decyzję o budowie domu pasywnego, temat ten mimochodem wypływa w różnych rozmowach towarzyskich. Z przykrością stwierdzam, że wiele osób w ogóle nie kojarzy tego typu budownictwa. Natomiast ci, którzy co nieco słyszeli od razu rzucają komentarze: „Aaaa… małe okna, pompa ciepła i solary”. Wtedy zaczyna się mozolne tłumaczenie, że okna nie musza być małe, pompa ciepła to właśnie w domu pasywnym raczej sensu nie ma, a solary - niby się opłaca, ale nikt mi jeszcze tego właściwie nie udowodnił (choć wcale nie twierdzę, że tak nie jest – ale raczej „na czuja”) . Następnie wybrzmiewa: „To będzie drogie, bardzo drogie”. Niestety tak się u nas uważa: wszystko co inne musi być kosztowne. „I niech tak zostanie” - myślę sobie za każdym razem i już nawet nie staram się przekonywać.

Ja uważam, że można wybudować dom pasywny w cenie zbliżonej do domu standardowego (energooszczędnego). Czemu energooszczędnego? Bo obecnie buduje się już domy o wysokich walorach termoizolacyjnych, dlatego porównywanie go z domem minimalnie spełniającym nasze obecne normy nie ma sensu. Z tymi normami można porównywać dom energooszczędny. Jakie są więc  różnice pomiędzy tymi typami budownictwa. Jedną z nich są elementy, które trzeba dodatkowo zamontować w domu pasywnym względem domu energooszczędnego: powiększona izolacja ścian o jakieś 15 cm styropianu/wełny, okna z pakietami trzyszybowymi i ciepłą ramką, drzwi wejściowe o niskiej przenikalności cieplnej,  system wentylacji mechanicznej z rekuperatorem. Natomiast możemy zrezygnować z następujących komponentów: piec (węglowy, gazowy, na olej opałowy, gruntowa pompa ciepła), instalacja ogrzewania (grzejniki, podłogówka), komin, kotłownia. Zależy od zastosowanych rozwiązań, ale według mnie  bilans wychodzi na zero lub nawet z drobnym wskazaniem na dom pasywny. Oczywiście nie ma obowiązku rezygnować ze wszystkich tych rzeczy. Są specjalne rozwiązania kominków dla domów pasywnych, ja osobiście z chęcią zainwestowałbym w podłogówkę; nie dlatego, że jest potrzebna do ogrzania domu, chodzi tylko o podniesienie komfortu cieplnego. Przy tak niewielkim zużyciu energii do ogrzewania podłogówkę napędzać można zwykłym piecem elektrycznym jednofunkcyjnym, który jest dosyć tani.

środa, 27 marca 2013

Agnieszka: na bieżąco


Za kilka dni mija miesiąc od złożenia dokumentu w urzędzie. Nadal czekamy. Lada chwila powinniśmy dostać odpowiedź. Tik tak tik tak (…) jak to wszystko się ciągnie. Wiedzieliśmy, że tak będzie, ale nie wydawało się wtedy, że to właśnie czas będzie bezczelny a nie jego brak (…). Zaczyna mnie irytować, bo chciałoby się, żeby to było JUŻ, SZYBCIEJ. Na razie bardziej wyczerpuje nas właśnie to czekanie. Choć tak naprawdę nuda nam nie dokucza (jest ogrom rzeczy do przemyślenia i zrobienia), ale sama czynność CZEKANIA dręczy (przynajmniej moją niecierpliwą, kobiecą duszę).

Wczoraj Dawid zadzwonił do urzędu dowiedzieć się, jak nasza sprawa. Odpowiedź już istnieje, czeka na przygotowanie do wysłania. Drży we mnie wszystko, ale cóż – nikt nie zrobił nic złego, moja złość wynika tylko z pragnienia.

Mąż za to tworzy model domku w „3D”. Dla mnie jest to czymś cudownym, bo nie mam kompletnie wyczucia przestrzeni i dwuwymiarowe rysunki albo stwierdzenie, że któreś z pomieszczeń będzie miało tyle i tyle metrów kwadratowych, niewiele mi mówią. Nasz mały klocek jest już na etapie meblowania – sprawdzamy jego ustawność. Teraz to dopiero tak naprawdę widzę. Rzeczywiście będzie niewielki, ale robiliśmy wszystko, żeby był jak najbardziej funkcjonalny. Osiągnęliśmy swój cel. Poza tym zamienić 39m² na około 100m² (parter plus poddasze użytkowe) – to nie jest wcale tak mało. Tylko że na tej powierzchni wiele musi się zmieścić – kuchnia otwarta na salon, większa łazienka na dole (na górze nie robimy drugiej, chociaż już jesteśmy przez to atakowani krytyką), pokój (na początku dla dziewczynek – później dla gości), na górze trzy pokoje i suszarnia. Tak optymalnie dla naszej czwórki i z myślą o ewentualnym piątym członku rodziny. W sam raz.

Na razie czekamy na to pismo, składamy jak najszybciej kolejne. Ruszamy z projektem.

Tik tak tik tak…

sobota, 23 marca 2013

Dawid: z czego by tu budować?


Na rynku dostępnych jest wiele rodzajów materiałów na konstrukcję domu. Każdy z nich ma swoje wady i zalety. Z racji tego, że w domu pasywnym przyglądamy się głównie parametrom izolacji, materiał ścian konstrukcyjnych ( a dokładnie ich parametry przenikania ciepła ) wydają mi się drugorzędne. Dlaczego?  Ponieważ sam styropian ma właściwości termoizolacyjne w porównaniu do innych materiałów budowlanych o kilka rzędów wielkości większe i nie warto zastępować go ( styropianu ) drogimi materiałami o dobrych współczynnikach izolacji ( dobrych jak na materiały konstrukcyjne a nie izolacyjne ). Weźmy taki przykład: chcemy uzyskać opór cieplny 10 cm styropianu na ścianie nośnej mamy do wyboru ściany: beton 15 cm + 10 cm styropianu = 25 cm ściany ( opór cieplny betonu pomijamy, bo jest niewielki; 15 cm betonu to około 2,5 mm styropianu ), poroterm 24 cm+ 7 cm styropianu = 31cm ściany ( 10 cm porotermu ma opór zbliżony do 1 cm styropianu ). Wniosek jest jeden, aby mieć raczej „szczupłe” ściany, a nie okna osadzone jak w bunkrach trzeba minimalizować grubość samej konstrukcji domu. Najbardziej ekstremalnym przykładem tej idei są domy drewniane szkieletowe, które są zbudowane praktycznie z samej izolacji, podzielonej tylko od czasu do czasu kawałkiem drewna, który i tak sam w sobie jest dobrym izolatorem ciepła. I właśnie taka była pierwsza koncepcja naszego domu. Miał to być dom drewniany szkieletowy. Taka konstrukcja ma niewątpliwie wiele zalet: jest szybka w budowie, tania w ogrzewaniu ( jest możliwość wykonania wersji pasywnej takiego domu), wykonana z przyjaznych człowiekowi i naturze materiałów i tania w budowie ( przynajmniej tak to wygląda na pierwszy rzut oka). Po zagłębieniu się w kosztorysy po pierwszej euforii przychodzą zwątpienia. O ile koszt samej konstrukcji takiego domku ( szkieletu oraz dachu wyniósłby nas 68 tys. zł netto ) i jest to fantastyczna kwota, to koszt pokrycia go od środka regipsami jest całkiem spory. Przy około 100 m² powierzchni użytkowej wyszło około 35 tys. zł netto (!) -  licząc 80 zł za m² regipsu. Zaczęliśmy więc szukać dalej. Następnym pomysłem, który został przez nas gruntownie przeanalizowany, był prefabrykowany dom z keramzytobetonu wyprodukowany w fabryce i złożony jak klocków na placu budowy. Keramzytobeton jest bardzo podobny do zwykłego betonu ( mieszanina cementu i piasku oraz zamiast kruszywa mineralnego - kuleczki z keramzytu). Zastosowanie keramzytu znacznie poprawia właściwości izolacyjne betonu, ponadto tak wykonanej płyty w fabryce nie trzeba później od środka tynkować, a na etapie prefabrykacji można zgodnie z projektem w bardzo prosty sposób umieścić puszki elektryczne oraz rurki do puszczenia przewodów elektrycznych. Jednym słowem rewelacja. Koszt postawienia i montażu oraz konstrukcja dachu wyszła około 80 tys. zł. Przez długi czas byliśmy co do tego materiału przekonani. Niestety człowiek im dłużej nad czymś myśli, tym więcej ma wątpliwości. A może by tak taniej….

 W tej chwili chcemy postawić betonowy dom o konstrukcji zbliżonej do zasłużonej lecz niedocenianej wielkiej płyty. Kosztowo wyjdzie na pewno taniej, ale ile? Jeszcze tego nie wiem, ponieważ nie znalazłem firmy, która by takie rzeczy robiła. Płyty mają ponadto taką zaletę, że są łatwe w wykonaniu i jeśli zajdzie taka konieczność, można je wykonać samemu.

piątek, 22 marca 2013

Agnieszka: czym jest dla mnie właściwie dom pasywny?


Nie mam żadnych zdolności matematycznych, zamiłowania do kilowatów, ciepła właściwego, lambdy. Zdaję sobie sprawę z tego, że są to podstawy, bez których dom nie powstanie, że takich „fundamentów” jest bardzo wiele. Nie zawracam sobie jednak nimi za bardzo głowy. Słucham męża, który opowiada o nośności stropu, kombinuje, jak ułożyć na nim płyty, wylicza masę rzeczy, które są dla mnie niemal jak obiekty kosmiczne. Angażuję się w tej sferze na tyle, na ile jest to konieczne dla zrozumienia pewnych ważnych mechanizmów, nie wchodzę w szczegóły, choć pewnie Dawid często by chciał aby tak było – co dwie głowy to nie jedna. Ale musi pogodzić się z tym, że jest właśnie jedna, ewentualnie dochodzi czasami ćwiartka drugiej (mojej) J.

Co ja wiem o domu pasywnym? W sumie przez ten czas chyba dowiedziałam się dość sporo i mogę swobodnie rozmawiać na ten temat – może nie o kilowatach jako takich, ale o mostkach termicznych na przykład jak najbardziej. Mam już ułożony pewien schemat tego typu domu i dorzucam sobie co jakiś czas nowe elementy, precyzuję poprzednie. Tak najprościej, jak to sobie wytłumaczyłam (jako jeszcze niedawno kompletny dyletant w dziedzinie budowania domu – tym bardziej pasywnego) wygląda to następująco. Dom pasywny jest skrajniejszą formą domu energooszczędnego. Teoretycznie nie potrzebuje „aktywnych” źródeł energii (koniecznej do ogrzewania), a do pasywnych należy ciepło wytwarzane w większości mimowolnie: ludzie, gotowanie, kąpiel, używanie suszarki do włosów. To wszystko ogrzewa również nasze obecne mieszkanie, tylko że większość tej energii ucieka przez ściany, okna, starą, nieefektywną wentylację. Do wewnątrz przenika też szybciej chłód z zewnątrz. Bilans więc jest niekorzystny. W domu pasywnym stosuje się rozwiązania, które zapobiegają utracie tego ciepła: izolacja ścian (minimum 30 cm styropianu lub o adekwatnej do skuteczności grubości wełny mineralnej), minimalizowanie właśnie mostków termicznych – inna metoda wstawiana okien, tzw. ciepła, specjalne konstruowanie balkonów itd., stosowanie specjalnych szyb (trójwarstwowych) o współczynniku przenikalności ciepła 0,8 Kw/m² i ram okiennych, użycie rekuperatora (urządzenia, które działa podobnie do klimatyzacji – wymienia w domu powietrze, przez co możemy czasami zrezygnować z otwierania okien i tym samym oszczędzić ciepło; ciepłe powietrze, które jest wyciągane z pomieszczeń „w drodze” na zewnątrz ogrzewa to świeże , które właśnie jest zasysane (ale nie miesza się z nim), kolektory słoneczne (bardzo popularne od kilu lat), często też pompa ciepła (my się na nią raczej nie zdecydujemy, gdyż jest to za duży koszt – taka, która by nas interesowała, kosztuje około 60 tysięcy zł i przy zapotrzebowaniu energetycznym naszego przyszłego domu, szybciej się wyeksploatuje, niż zwróci).

Budownictwo pasywne będzie obowiązkowe bodajże od 2020 roku, ale na razie nie jest jeszcze zbyt popularne.  Rozgłosu przyniesie mu z pewnością dofinansowanie, które się pojawiło. Nawet to już widać – w telewizji pojawiły się reklamy, niebawem pewnie banki będą również promowały swoje oferty na kredyt z dopłatą. Na razie jeszcze gdy wspominam znajomym, że planujemy budowę takiego domu, nie mają pojęcia, o czym mówię. Nie dziwię się, bo gdybym takiego zamierzenia nie miała, też bym nie wiedziała. A zrozumienie samego mechanizmu jego działania i budowy pod kątem tak małego zapotrzebowania na energię również zajęło mi trochę czasu.

czwartek, 21 marca 2013

Dawid: wytyczne NFOŚiGW


Aby dostać dofinansowanie, o którym pisałem wcześniej, należy spełnić wymagania zawarte w załączniku nr 3. Znajdują się tam wytyczne zarówno dla domów w standardzie NF15, jak i NF40 oraz dla domów wielorodzinnych w tych samych standardach. Analizując te wytyczne widać od razu jak wygląda podział Polski na strefy klimatyczne i co się z nim wiąże. Dla strefy I, II i III wymagania te są nieco mniej wyśrubowane, niż dla IV i V strefy. My mamy na szczęście zamiar budować w pierwszej strefie klimatycznej, więc wytyczne są nieco łagodniejsze. Podział na strefy musiał wystąpić, gdyż tak jak wcześniej pisałem zużycie 15 [kWh/m²] zależy także od klimatu.

 

Pierwsza część tabeli odnosi się do bryły i konstrukcji budynku. Są w niej przedstawione  wymagania współczynników przenikania ciepła przez konkretne przegrody, a także stolarkę otworową.  Dla ścian oraz dachów musi zostać spełniony warunek przenikania ciepła o wartości mniejszej niż 0,1(0,08) [W/m²·K], dla podłogi 0,12(0,1)[W/m²·K], a stolarka otworowa 0,8(0,7) [W/m²·K](w nawiasach podałem wartości dla IV i V strefy klimatycznej).  W dokumencie podane są również współczynniki przenikania mostków cieplnych. Wartości tych nie będę przytaczał. Są bardzo rygorystyczne i wymagają zlikwidowania nawet najmniejszych przerw w termoizolacji oraz tak zwany „ciepły montaż” drzwi i okien i w związku z tym musiałbym się w tym punkcie bardzo rozwinąć. Może kiedyś podejmę ten temat osobno.

 

Druga część tabeli, odnosi się do układu wentylacji nawiewno-wywiewnej z odzyskiem ciepła. O ile nikt nie ma wątpliwości co do tego, że musi być zainstalowany rekuperator, to w dodatku musi mieć on sprawność temperaturową 90 lub w przypadku IV i V strefy klimatycznej 93%. Następnie podane są wymagane sprawności wentylatorów obsługujących rekuperator, oraz grubości izolacji przewodów rozprowadzających powietrze. Tabela przedstawia także wymagania odnośnie stosowanej automatyki w układzie.

 

Punkt trzeci tabeli wytycznych dotyczy źródeł pozyskiwania ciepła. Określa minimalne sprawności instalacji zasilanych konkretnym paliwem oraz określa grubości zastosowanych izolacji.  Minimalna sprawność dla urządzeń to: kotły węglowe 85%, kotły na biomasę 82%, kotły razowe i na olej opałowy 102%, pompy ciepła 350%, węzeł cieplny 98%, energia elektryczna 99%. Jest to sprawność średnioroczna, co jest informacją ważną głównie dla pompy ciepła. Następnie określone są wymagania odnośnie automatyki sterującej i podobnie jak w rekuperatorze wymagana klasa sprawności w napędach elektrycznych (IE3) oraz klasa efektywności „A” dla pomp cyrkulacyjnych.

 

Punkt czwarty opisuje te same parametry, co trzeci tylko dla cwu (centralnej wody użytkowej).

 

Jaki wpływ na budowę domu oraz zastosowane materiały konstrukcyjne i termoizolacyjne maja te wytyczne?  O co chodzi z tymi wytycznymi w układzie wentylacji, ogrzewania i przygotowania cwu?  

środa, 20 marca 2013

Dawid: magiczne kilowaty 2


Teraz, kiedy wiemy, ile energii trzeba dostarczyć do domu aby funkcjonował jako pasywny, możemy zająć się drugą stroną przedsięwzięcia. Policzyć (w daleko idącym przybliżeniu), ile taki dom energii oddaje do otoczenia przez przegrody. Niestety tutaj obliczenia nie są już takie łatwe i trzeba się do tego trochę przyłożyć. Oczywiście są specjalne programy, które liczą to szybciej, ale o ile przyjemniej jest samemu dojść do pewnych danych. W tym przypadku także będziemy mogli posłużyć się magicznymi kilowatami, ale tym razem nie będziemy liczyli mocy (tak jak w poście o dostarczaniu energii do domu pasywnego), tylko  wyznaczymy strumień energii przechodzący przez przegrody w kierunku otoczenia i zabierający ze sobą nasze cenne kilowaty „na dwór”.

 

Trochę teorii.

Dział nauki który rozpatruje tego typu problemy nazywamy termodynamiką. Problem, który my będziemy rozwiązywać, dotyczy gęstości przenikania  strumienia ciepła w zależności od gradientu temperatury, inaczej prawa Fouriera. Przekładając to z łaciny na nasze dowiemy się, jak szybko i w jakiej ilości nasze kilowaty „wyprowadzą się” na zewnątrz i jak ich tę ucieczkę będziemy mogli zminimalizować.

 

Zgodnie z prawem Fouriera niestety nie możemy zatrzymać przenikania ciepła z ośrodka o wyższej temperaturze do niższej, natomiast możemy je znacznie spowolnić. Służy do tego współczynnik λ (lambda), współczynnik przewodzenia ciepła. λ jest wyrażona w jednostkach W/m·K, co znaczy, że powie nam ona, ile watów energii przeszło przez ośrodek o szerokości 1 metra przy różnicy temperatur 1°K (przy temperaturach względnych można używać stopnia Celsjusza). Mając to wszystko potrzebujemy jeszcze tylko do szczęścia obliczyć opór cieplny „R”, który pozwoli poznać rzeczywiste straty energii w domu, podkładając do równania konkretne wymiary. R, czyli opór cieplny, jest to grubość przegrody podzielona przez jego współczynnik przewodzenia ciepła, czyli nasze λ. Więc liczymy:

 

 - zaczynamy od współczynnika przewodzenia ciepła, a za przegrodę przyjmiemy pół metra betonu; współczynniki dostępne są w tablicach, bez problemu można odszukać je w na przykład na stronie:


 

λ= 1,7 [W/m·K]

 

- czyli beton o grubości 1 metra przepuści 1,7 wata energii przy zmianie temperatury po dwóch stronach przegrody o 1°C

 

- teraz wyliczymy opór cieplny przegrody

 

R=0,5[m]/1,7[W/m·K] = 0,294[W/m²·K]

 

- wiemy już, że 1m² ściany z betonu o grubości 0,5 metra i zmianie temperatury o 1°C  przeniesie 0,294 wata energii

 

- teraz potrzebna jest nam bryła, żeby obliczyć, ile energii ucieknie nam z jakiegoś pomieszczenia; do obliczeń przyjmiemy bunkier o wymiarach 10x10x10m i grubości ściany oraz podłogi 0,5m; zaczynamy od obliczenia pola powierzchni bocznej ścian (dla ułatwienia pomijam obliczanie narożników)

 

Ppb = 6 ścian ( 10m·10m ) = 6·100m = 600m² powierzchni

 

- podstawiamy wszystko i liczymy ilość ciepła, które przenika przez wszystkie przegrody:

 

U = 0,294[W/m²·K]·600[m²] = 176,4[W/K]

 

Tyle watów energii ucieka przez cały bunkier przy różnicy temperatur 1°C.

 Postaram się to zwizualizować: mamy bunkier o wymiarach jak wcześniej, przez cały dzień temperatura powietrza wynosiła 20°C; nadeszła noc i temperatura otoczenia spadła do 15°C; wtedy zgodnie z prawem Fouriera za jakiś czas temperatura wewnątrz bunkra także spadłaby do 15°C. Aby temu przeciwdziałać wystarczy aby w bunkrze grzał (176,4*5°C) 882 watowy grzejnik aby zrekompensować straty ciepła, a temperatura w bunkrze przez cała noc utrzyma się na poziomie 20°C.

 

Oczywiście obliczenia te są teoretyczne, nie obejmują zarówno ciepła właściwego materiałów, jak i też znacznie upraszczają model bryły. Do obliczania tych wartości dla domku, trzeba bryłę domu rozłożyć na drzwi, okna, ściany (ściany na warstwy), dachy i dla każdej przegrody zrobić te obliczenia oddzielnie, a następnie zsumować otrzymane wyniki.

wtorek, 19 marca 2013

Dawid: magiczne kilowaty


Gdy zabieramy się za obliczenia związane z energooszczędnością domu, zostajemy od razu zaatakowani przez bezlitosne kilowaty (kW). Cóż to  jest za zwierzę i jak je nauczyć jeść z ręki?

 

Kilowat to 1000 wat, a wat, jak tłumaczy Wikipedia, jest to moc lub ilość strumienia energii. Moim zdaniem bardzo dobrze, że obecnie większość danych podawana jest w tej jednostce, gdyż łatwo je porównywać i obliczać. Koszt kW/h każdy ma u siebie na rachunku za prąd, przez co łatwo zwizualizować sobie konkretne wartości liczbowe rotacją waluty w portfelu. Aby dokładniej wyobrazić sobie te wartości można przerzucić je na jeszcze bardziej namacalny przelicznik. 1Kw/h to ilość energii, którą zużyje 100 watowa żarówka świecąca się ciągle przez 10 godzin.

 

Podstawowym kryterium, którym charakteryzuje się dom pasywny to zużycie energii do celów grzewczych na poziomie 15kW/h na m² powierzchni mieszkania. Jest to bardzo nieprecyzyjna wielkość i może służyć jedynie do zwizualizowania, jak niewiele energii taki dom potrzebuje; dlaczego? Ano dlatego, że aby uzyskać tą wartość zupełnie inaczej trzeba by było budować dom nie tylko w zależności od położenia geograficznego, ale także przy uwzględnieniu wystąpienia mroźniejszej zimy, niż średnioroczna z ostatnich kilku lat. Znaczy to mniej więcej tyle, że szczęśliwy inwestor po kilkudziesięciu latach użytkowania, chwaliłby się sąsiadowi, że na 9 z 10 ostatnich lat  cieszył się domem pasywnym, a ostatniej zimy mrozy były na tyle długie i siarczyste, że zużył więcej energii, niż 15kW/h na m². Nie przejmuje się tym za bardzo, bo synoptycy przewidują, że następna zima będzie łagodniejsza, więc znowu odzyska status domu pasywnego.

 

Jak to wygląda w kosztach - już liczymy. Dla ułatwienia obliczeń przyjmujemy dom o powierzchni 100 m². Czyli:

 

 100 m² · 15 kW/h·m² = 1500 kW/h

 

Wynik jest roczną ilością energii potrzebnej do ogrzania domu. Sięgamy teraz po koszt jednej kilowatogodziny z ostatniego rachunku za prąd. Interesują nas same opłaty zmienne, ponieważ z założenia i tak prąd mielibyśmy podłączony, tak że abonament oraz opłaty stałe i tak trzeba regulować. W naszym przypadku stan na początek roku 2013 i u operatora Enea  to :

 

-  0,2845 zł - energia czynna

-  0,1734 zł - składnik zmienny stawki sieciowej

- 0,0084 zł -  opłata jakościowa

 

czyli koszt kW/h to 0,4663 zł.

 

Reszta to są opłaty stałe, na które nie wpływa ilość zużytego prądu. Wracając do obliczeń:

 

1500 kW/h · 0,4663 zł = 699,45 zł

 

Tyle teoretycznie trzeba wydać aby przez rok ogrzewać dom pasywny prądem elektrycznym za pomocą urządzeń innych, niż pompa ciepła. Oczywiście między teorią a praktyką jest zawsze drobna różnica. Wiele zależy od przyzwyczajeń mieszkańców, temperatury jaką uznajemy za komfortową w domu, ilością domowników, tego jak dużo i czy w ogóle się  gotuje itp.

sobota, 16 marca 2013

Dawid: 50 tysięcy złotych


Podstawowym kryterium przy wyborze zarówno samego projektu jak i technologii wykonania  jest konieczność spełnienia wymagań architektonicznych, jakie postawi sobie inwestor. Dla mnie jednak podstawowym kryterium było coś innego. Przyjąłem za nie pewne założenia ekonomiczne: dom ma być jak najtańszy w budowie oraz w eksploatacji, w miarę bezobsługowy (brak pieca). Dlatego pierwszym pomysłem było wykonanie domu wysoce energooszczędnego aby można było ogrzewać go za pomocą np. prądu. Jednak zachęta ze strony NFOŚiGW była kropką nad i dla decyzji o domu pasywnym.

Jak w każdym przypadku, cytując klasyka gatunku, są trzy prawdy: prawda, tyż prawda i g…o prawda. Tak samo i z domami pasywnymi, są domy które chciałyby być pasywne ( energooszczędne ), domy naprawdę pasywne ( dla ekozboczeńców J) oraz domy pasywne spełniające wytyczne NFOŚiGW do otrzymania dotacji ( właściwie to ich jeszcze realnie nie ma, bo program akurat ruszył). Ten trzeci przypadek interesuje mnie najbardziej. Nie do końca dlatego, że te pieniądze w jakiś znaczny sposób zrekompensują koszty budowy domu, ponieważ spełnienie niektórych warunków to przysłowiowa skórka za wyprawkę, ale po to żeby w końcu dostać coś od państwa, coś namacalnego…50 tysięcy        ( jak to fajnie brzmi ).

Cała dotacja w tym przypadku ma kilka ale…i przynajmniej jedno ALE

 

Pierwsze ale: trzeba spełnić wymagania zawarte na stronie http://www.nfosigw.gov.pl/srodki-krajowe/doplaty-do-kredytow/doplaty-do--kredytow-na-domy-energooszczedne/wytyczne-do-programu-prioryrttp/ - tam jest pliczek z wytycznymi.

 

Drugie ale: trzeba wydać parę złotych z dotacji na przeprowadzenie dodatkowych badań potwierdzających standard wykonania domu.

 

Trzecie ale: pieniędzmi z tej dotacji można rozliczyć środki kwalifikowane tzn. trzeba pokazać, że za nie kupiło się konkretny kawałek ściany, rekuperatora czy styropianu, a nie posłużyły do przygotowania tak ważnej dla wszystkich parapetówy (co w sumie wydaje się oczywiste)

 

Czwarte ale: trzeba wziąć kredyt (co w naszym przypadku problemem nie jest, bo właśnie on ma sfinansować budowę)

 

Piąte ALE: kwota jest kwotą brutto więc trzeba od niej odliczyć sobie podatek dochodowy, więc tak naprawdę mamy koło 40 000 zł do dyspozycji.

 

W tej chwili (z tego, co się orientuję), jeszcze żaden bank nie ma oferty z tym dofinansowaniem. Trzeba na to chwilę poczekać. Trzymamy rękę na pulsie i generalnie jest on w normie, bo na razie czekamy przede wszystkim na załatwienie pierwszych formalności w urzędzie.

czwartek, 14 marca 2013

Agnieszka: działka


Zakup ziemi zajął nam 1,5 roku. Przede wszystkim nic nas wtedy nie poganiało, był czas na przemyślenie wielu kwestii, wyklarowanie oczekiwań i zamierzeń. Liczyliśmy też ciągle na to, że ceny spadną, obserwowaliśmy rynek, słuchaliśmy ekspertów. Nic i nikt jednak nie mógł nam dać żadnej gwarancji, więc musieliśmy liczyć także na własną intuicję.

Szukaliśmy wszędzie gdzie się dało: poprzez biura nieruchomości, informacje od znajomych znajomych albo tamtych znajomych, ogłoszenia internetowe, poszukiwania tablic sprzedażowych w terenie. Ten ostatni sposób chyba przynosił jednak (w naszym przypadku) najlepsze efekty. Obejrzeliśmy masę działek – wiele z nic miało swoją historię: brak możliwości pociągnięcia wody – w sumie możliwość zawsze istnieje, ale w tym przypadku była bardzo kosztowna, ochrona archeologiczna, gazociąg przechodzący przez jej teren. Moją największą obawą dotyczącą każdej działki był stopień zagrożenia podtopieniami powstającymi głównie po śniegu, bo czy i jakie jest zagrożenie ze strony pobliskich akwenów wodnych sprawdziliśmy  na stronie http://geoportal.gov.pl/ . W rezultacie odpowiedź na to pytanie uzyskaliśmy od ludzi, którzy już wybudowali się w pobliżu ziemi, na której zakup się zdecydowaliśmy…

… ale zanim do tego doszło minęło 9 miesięcy. Właściwie, kiedy tylko trafiliśmy w to miejsce, wiedzieliśmy, że jest ono właśnie TYM. Zaczęliśmy negocjować cenę, ale nie przestawaliśmy rozglądać się za innymi. W końcu „urodziło się” przekonanie o zakupie, cena została definitywnie ustalona, umówiona wizyta u notariusza.

Jesteśmy obecnie właścicielami 10,5 ara ziemi rolnej piątej kategorii, która jest przekształcona na działkę budowlaną, ale dopóki nie stanie na niej dom nadal widnieje w ewidencji jako rolna a jej kategoria zwalnia nas od obowiązku płacenia podatku (jakkolwiek PIT musieliśmy złożyć i czekamy na pisemną, formalną informację). Czekamy także na wyciąg z księgi wieczystej – nawet dwa wyciągi, ponieważ mamy też procentowy udział w drogach prowadzących do naszej przyszłej posesji. W urzędzie gminy leży już (pewnie na stercie z podobnymi albo gdzieś w niej lub na samym dole J ) wniosek o przeniesienie warunków zabudowy (które zostały wydane na prośbę poprzedniego właściciela) na nas. Powinno to nastąpić w ciągu miesiąca od daty wpłynięcia, następnie 2 tygodnie będziemy musieli czekać na uprawomocnienie się tego dokumentu, by nareszcie móc wystąpić z kolejnym wnioskiem: tym razem o zmianie tychże warunków.

Już pochwaliliśmy się rodzinie naszym skrawkiem świata, przeszliśmy setki razy ten kawałeczek wszerz i wzdłuż, odrysowaliśmy powierzchnię fundamentu. Architekt zacznie pracę, gdy będziemy mieli pozwolenie na zmianę warunków zabudowy (mam nadzieję, że tak będzie postanowione).

Hmmm… więc może czas na pierwsze prace, bo później może być ciężko, musimy rozkładać siły. Zastanawiamy się nad ogrodzeniem (takim roboczym – z siatki leśnej). Chcemy, żeby było jak najtaniej – pieniądze przydadzą się na inne wydatki. Przejrzeliśmy oferty w sklepach, na internecie, ale od 15 marca w jednym z marketów budowlanych jest ona w bardzo atrakcyjnej cenie. Niestety nie podano jej wysokości. Czekamy do jutra (…)

poniedziałek, 11 marca 2013

Agnieszka: decyzja


Decyzję o budowie domu podjęliśmy około 2 lata temu. Do przewidzenia  było, że w pewnym momencie 39 metrów kwadratowych będzie dla naszej czwórki za małą przestrzenią. Najpierw szukaliśmy większego mieszkania. Ceny były horrendalne – tym bardziej, że trudno jest się tak naprawdę dowiedzieć, co nas będzie czekało, po zamieszkaniu: gdzie wyjdzie grzyb, czy nie ma problemów z ciśnieniem wody, czy piony kanalizacyjne są w porządku i nie wybija z toalety, czy ściany nie są jak z papieru – nawet jeśli się takimi nie wydają, echo może i tak nieść każdą rozmowę i dźwięki towarzyszące wykonywanym czynnościom, czy sąsiedzi nie będą uciążliwi, czy to my nie okażemy się uciążliwymi sąsiadami, czy na klatce spotykają się „głośne grupy towarzyskie”, czy palą, czy piją, czy może z góry ciągle ktoś nas będzie zalewał etc. Pomyśleliśmy o domku – choć na początku wydawało się, że jest to jakaś odległa mrzonka, której nie będziemy w stanie nigdy zrealizować. Nie wiem, z czego to wynikało, ale właśnie takie było moje pierwsze skojarzenie dla tego pomysłu. Mąż zrobił wstępne kalkulacje, zaczęliśmy monitorować ceny ziemi pod budowę. Okazało się, że domek możemy wybudować taniej (…)

(…) więc puściłam wodze fantazji – olbrzymi parterowy dom z mnóstwem okien, wielkim salonem, ogrodem z samą trawą ( równo ściętą, intensywnie zieloną ), elegancki taras z desek. Z entuzjazmem rozpoczęłam poszukiwania projektów w internecie i codziennie przedstawiałam Dawidowi nowe wizje. To było około 1,5 roku temu – kwestia finansów zweryfikowała moje plany. Gdyby ten czas wstecz ktoś powiedział mi, że skończy się na małym domku (z jak najmniejszą powierzchnią zabudowy), z użytkowym poddaszem, salonem, który nie będzie miał 40 metrów kwadratowych, a zaledwie 23 i do tego z gankiem (ładniej brzmi: wiatrołapem na zewnątrz – tak to sobie nazywam) – powiedziałabym, że nie chcę takiego domu, a teraz jestem szczęśliwa i cieszę się na samą myśl, że on stanie. I naprawdę podoba mi się nasz obecny (wstępny – naszkicowany w autocadzie) projekt .

Długo zastanawialiśmy się jak zbudować dom jak najtaniej. Nie chodziło jedynie o koszty samej budowy, ale też eksploatacji. Myśleliśmy nad rozwiązaniem szkieletowym (szkielet drewniany), prefabrykatami,  nad keramzybetonem (i dachem z tego samego materiału), ja przez jakiś czas forsowałam słomę i glinę, ale nie miałam szans ;). Wiedzieliśmy, że musi to być dom energooszczędny, żeby koszty jego utrzymania nie były za duże. Mimo że nie wgryzałam się wtedy dokładnie w temat – jako tako pojmowałam to pojęcie i wiedziałam z czym się wiąże. Jednak kiedy Dawid powiedział, że zbudujemy dom, którym nie będzie ogrzewania i grzać będę go mogła np. przygotowując sobie herbatę albo zapraszając gości – zaśmiałam się w głos i stwierdziłam, że to nie jest możliwe. I wtedy właśnie pojawiło się hasło: DOM PASYWNY.

Wstęp


Agnieszka i Dawid – jesteśmy ze sobą 6 lat; mamy dwie córeczki – Gabrielę i Anastazję; nasze małe mieszkanko robi się powoli za ciasne dla naszej czwórki, więc myślimy o budowie domu – ale nie domu standardowego, w którym zużycie energii dochodzi do 120 kWh/(m²·rok), ale domu pasywnego, w którym według norm będzie to 15kWh/(m²·rok); domu, który można ogrzewać gorącą herbatą pitą w zimowy wieczór z przyjaciółmi …
 

Chcemy wybudować dom pasywny. Coraz więcej mówi się o tym budownictwie, staje się ono coraz popularniejsze – my już od dłuższego czasu zgłębiamy tę tematykę, bo decyzję o budowie podjęliśmy dawno. Nadal szukamy rozwiązań, sprawdzamy i dowiadujemy się. Przed nami długa droga, ale jesteśmy zdeterminowani. Blog ten będziemy prowadzić wspólnie. Chcemy, żeby nasze posty uzupełniały się, bo każde z nas „widzi to” inaczej (choćby z tego powodu, że ja – Agnieszka nie jestem „typem technicznym”, a mój mąż – Dawid jak najbardziej). Zobaczymy, czy nasze przedsięwzięcie zakończy się sukcesem. Już teraz możemy dzielić się swoim doświadczeniem, które zaczynamy właśnie zdobywać. Zamierzamy je krok po kroku opisać.