Etykiety

piątek, 22 marca 2013

Agnieszka: czym jest dla mnie właściwie dom pasywny?


Nie mam żadnych zdolności matematycznych, zamiłowania do kilowatów, ciepła właściwego, lambdy. Zdaję sobie sprawę z tego, że są to podstawy, bez których dom nie powstanie, że takich „fundamentów” jest bardzo wiele. Nie zawracam sobie jednak nimi za bardzo głowy. Słucham męża, który opowiada o nośności stropu, kombinuje, jak ułożyć na nim płyty, wylicza masę rzeczy, które są dla mnie niemal jak obiekty kosmiczne. Angażuję się w tej sferze na tyle, na ile jest to konieczne dla zrozumienia pewnych ważnych mechanizmów, nie wchodzę w szczegóły, choć pewnie Dawid często by chciał aby tak było – co dwie głowy to nie jedna. Ale musi pogodzić się z tym, że jest właśnie jedna, ewentualnie dochodzi czasami ćwiartka drugiej (mojej) J.

Co ja wiem o domu pasywnym? W sumie przez ten czas chyba dowiedziałam się dość sporo i mogę swobodnie rozmawiać na ten temat – może nie o kilowatach jako takich, ale o mostkach termicznych na przykład jak najbardziej. Mam już ułożony pewien schemat tego typu domu i dorzucam sobie co jakiś czas nowe elementy, precyzuję poprzednie. Tak najprościej, jak to sobie wytłumaczyłam (jako jeszcze niedawno kompletny dyletant w dziedzinie budowania domu – tym bardziej pasywnego) wygląda to następująco. Dom pasywny jest skrajniejszą formą domu energooszczędnego. Teoretycznie nie potrzebuje „aktywnych” źródeł energii (koniecznej do ogrzewania), a do pasywnych należy ciepło wytwarzane w większości mimowolnie: ludzie, gotowanie, kąpiel, używanie suszarki do włosów. To wszystko ogrzewa również nasze obecne mieszkanie, tylko że większość tej energii ucieka przez ściany, okna, starą, nieefektywną wentylację. Do wewnątrz przenika też szybciej chłód z zewnątrz. Bilans więc jest niekorzystny. W domu pasywnym stosuje się rozwiązania, które zapobiegają utracie tego ciepła: izolacja ścian (minimum 30 cm styropianu lub o adekwatnej do skuteczności grubości wełny mineralnej), minimalizowanie właśnie mostków termicznych – inna metoda wstawiana okien, tzw. ciepła, specjalne konstruowanie balkonów itd., stosowanie specjalnych szyb (trójwarstwowych) o współczynniku przenikalności ciepła 0,8 Kw/m² i ram okiennych, użycie rekuperatora (urządzenia, które działa podobnie do klimatyzacji – wymienia w domu powietrze, przez co możemy czasami zrezygnować z otwierania okien i tym samym oszczędzić ciepło; ciepłe powietrze, które jest wyciągane z pomieszczeń „w drodze” na zewnątrz ogrzewa to świeże , które właśnie jest zasysane (ale nie miesza się z nim), kolektory słoneczne (bardzo popularne od kilu lat), często też pompa ciepła (my się na nią raczej nie zdecydujemy, gdyż jest to za duży koszt – taka, która by nas interesowała, kosztuje około 60 tysięcy zł i przy zapotrzebowaniu energetycznym naszego przyszłego domu, szybciej się wyeksploatuje, niż zwróci).

Budownictwo pasywne będzie obowiązkowe bodajże od 2020 roku, ale na razie nie jest jeszcze zbyt popularne.  Rozgłosu przyniesie mu z pewnością dofinansowanie, które się pojawiło. Nawet to już widać – w telewizji pojawiły się reklamy, niebawem pewnie banki będą również promowały swoje oferty na kredyt z dopłatą. Na razie jeszcze gdy wspominam znajomym, że planujemy budowę takiego domu, nie mają pojęcia, o czym mówię. Nie dziwię się, bo gdybym takiego zamierzenia nie miała, też bym nie wiedziała. A zrozumienie samego mechanizmu jego działania i budowy pod kątem tak małego zapotrzebowania na energię również zajęło mi trochę czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz