Nie mam żadnych zdolności matematycznych, zamiłowania do
kilowatów, ciepła właściwego, lambdy. Zdaję sobie sprawę z tego, że są to
podstawy, bez których dom nie powstanie, że takich „fundamentów” jest bardzo
wiele. Nie zawracam sobie jednak nimi za bardzo głowy. Słucham męża, który
opowiada o nośności stropu, kombinuje, jak ułożyć na nim płyty, wylicza masę
rzeczy, które są dla mnie niemal jak obiekty kosmiczne. Angażuję się w tej
sferze na tyle, na ile jest to konieczne dla zrozumienia pewnych ważnych
mechanizmów, nie wchodzę w szczegóły, choć pewnie Dawid często by chciał aby
tak było – co dwie głowy to nie jedna. Ale musi pogodzić się z tym, że jest
właśnie jedna, ewentualnie dochodzi czasami ćwiartka drugiej (mojej) J.
Co ja wiem o domu pasywnym? W sumie przez ten czas chyba
dowiedziałam się dość sporo i mogę swobodnie rozmawiać na ten temat – może nie
o kilowatach jako takich, ale o mostkach termicznych na przykład jak
najbardziej. Mam już ułożony pewien schemat tego typu domu i dorzucam sobie co
jakiś czas nowe elementy, precyzuję poprzednie. Tak najprościej, jak to sobie
wytłumaczyłam (jako jeszcze niedawno kompletny dyletant w dziedzinie budowania
domu – tym bardziej pasywnego) wygląda to następująco. Dom pasywny jest
skrajniejszą formą domu energooszczędnego. Teoretycznie nie potrzebuje
„aktywnych” źródeł energii (koniecznej do ogrzewania), a do pasywnych należy
ciepło wytwarzane w większości mimowolnie: ludzie, gotowanie, kąpiel, używanie
suszarki do włosów. To wszystko ogrzewa również nasze obecne mieszkanie, tylko
że większość tej energii ucieka przez ściany, okna, starą, nieefektywną
wentylację. Do wewnątrz przenika też szybciej chłód z zewnątrz. Bilans więc
jest niekorzystny. W domu pasywnym stosuje się rozwiązania, które zapobiegają
utracie tego ciepła: izolacja ścian (minimum 30 cm styropianu lub o adekwatnej
do skuteczności grubości wełny mineralnej), minimalizowanie właśnie mostków
termicznych – inna metoda wstawiana okien, tzw. ciepła, specjalne konstruowanie
balkonów itd., stosowanie specjalnych szyb (trójwarstwowych) o współczynniku
przenikalności ciepła 0,8 Kw/m² i ram okiennych, użycie rekuperatora
(urządzenia, które działa podobnie do klimatyzacji – wymienia w domu powietrze,
przez co możemy czasami zrezygnować z otwierania okien i tym samym oszczędzić
ciepło; ciepłe powietrze, które jest wyciągane z pomieszczeń „w drodze” na
zewnątrz ogrzewa to świeże , które właśnie jest zasysane (ale nie miesza się z
nim), kolektory słoneczne (bardzo popularne od kilu lat), często też pompa
ciepła (my się na nią raczej nie zdecydujemy, gdyż jest to za duży koszt –
taka, która by nas interesowała, kosztuje około 60 tysięcy zł i przy
zapotrzebowaniu energetycznym naszego przyszłego domu, szybciej się
wyeksploatuje, niż zwróci).
Budownictwo pasywne będzie obowiązkowe bodajże od 2020 roku, ale na razie
nie jest jeszcze zbyt popularne.
Rozgłosu przyniesie mu z pewnością dofinansowanie, które się pojawiło.
Nawet to już widać – w telewizji pojawiły się reklamy, niebawem pewnie banki
będą również promowały swoje oferty na kredyt z dopłatą. Na razie jeszcze gdy
wspominam znajomym, że planujemy budowę takiego domu, nie mają pojęcia, o czym
mówię. Nie dziwię się, bo gdybym takiego zamierzenia nie miała, też bym nie
wiedziała. A zrozumienie samego mechanizmu jego działania i budowy pod kątem
tak małego zapotrzebowania na energię również zajęło mi trochę czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz