Zakup ziemi zajął nam 1,5 roku. Przede wszystkim nic nas
wtedy nie poganiało, był czas na przemyślenie wielu kwestii, wyklarowanie
oczekiwań i zamierzeń. Liczyliśmy też ciągle na to, że ceny spadną,
obserwowaliśmy rynek, słuchaliśmy ekspertów. Nic i nikt jednak nie mógł nam dać
żadnej gwarancji, więc musieliśmy liczyć także na własną intuicję.
Szukaliśmy wszędzie gdzie się dało: poprzez biura
nieruchomości, informacje od znajomych znajomych albo tamtych znajomych,
ogłoszenia internetowe, poszukiwania tablic sprzedażowych w terenie. Ten
ostatni sposób chyba przynosił jednak (w naszym przypadku) najlepsze efekty.
Obejrzeliśmy masę działek – wiele z nic miało swoją historię: brak możliwości
pociągnięcia wody – w sumie możliwość zawsze istnieje, ale w tym przypadku była
bardzo kosztowna, ochrona archeologiczna, gazociąg przechodzący przez jej
teren. Moją największą obawą dotyczącą każdej działki był stopień zagrożenia
podtopieniami powstającymi głównie po śniegu, bo czy i jakie jest zagrożenie ze
strony pobliskich akwenów wodnych sprawdziliśmy
na stronie http://geoportal.gov.pl/
. W rezultacie odpowiedź na to pytanie uzyskaliśmy od ludzi, którzy już
wybudowali się w pobliżu ziemi, na której zakup się zdecydowaliśmy…
… ale zanim do tego doszło minęło 9 miesięcy. Właściwie,
kiedy tylko trafiliśmy w to miejsce, wiedzieliśmy, że jest ono właśnie TYM.
Zaczęliśmy negocjować cenę, ale nie przestawaliśmy rozglądać się za innymi. W
końcu „urodziło się” przekonanie o zakupie, cena została definitywnie ustalona,
umówiona wizyta u notariusza.
Jesteśmy obecnie właścicielami 10,5 ara ziemi rolnej piątej
kategorii, która jest przekształcona na działkę budowlaną, ale dopóki nie
stanie na niej dom nadal widnieje w ewidencji jako rolna a jej kategoria
zwalnia nas od obowiązku płacenia podatku (jakkolwiek PIT musieliśmy złożyć i
czekamy na pisemną, formalną informację). Czekamy także na wyciąg z księgi
wieczystej – nawet dwa wyciągi, ponieważ mamy też procentowy udział w drogach
prowadzących do naszej przyszłej posesji. W urzędzie gminy leży już (pewnie na
stercie z podobnymi albo gdzieś w niej lub na samym dole J ) wniosek o przeniesienie warunków
zabudowy (które zostały wydane na prośbę poprzedniego właściciela) na nas.
Powinno to nastąpić w ciągu miesiąca od daty wpłynięcia, następnie 2 tygodnie
będziemy musieli czekać na uprawomocnienie się tego dokumentu, by nareszcie móc
wystąpić z kolejnym wnioskiem: tym razem o zmianie tychże warunków.
Już pochwaliliśmy się rodzinie naszym skrawkiem świata,
przeszliśmy setki razy ten kawałeczek wszerz i wzdłuż, odrysowaliśmy
powierzchnię fundamentu. Architekt zacznie pracę, gdy będziemy mieli pozwolenie
na zmianę warunków zabudowy (mam nadzieję, że tak będzie postanowione).
Hmmm… więc może czas na pierwsze prace, bo później może być
ciężko, musimy rozkładać siły. Zastanawiamy się nad ogrodzeniem (takim roboczym
– z siatki leśnej). Chcemy, żeby było jak najtaniej – pieniądze przydadzą się
na inne wydatki. Przejrzeliśmy oferty w sklepach, na internecie, ale od 15
marca w jednym z marketów budowlanych jest ona w bardzo atrakcyjnej cenie.
Niestety nie podano jej wysokości. Czekamy do jutra (…)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz