Etykiety

poniedziałek, 11 marca 2013

Agnieszka: decyzja


Decyzję o budowie domu podjęliśmy około 2 lata temu. Do przewidzenia  było, że w pewnym momencie 39 metrów kwadratowych będzie dla naszej czwórki za małą przestrzenią. Najpierw szukaliśmy większego mieszkania. Ceny były horrendalne – tym bardziej, że trudno jest się tak naprawdę dowiedzieć, co nas będzie czekało, po zamieszkaniu: gdzie wyjdzie grzyb, czy nie ma problemów z ciśnieniem wody, czy piony kanalizacyjne są w porządku i nie wybija z toalety, czy ściany nie są jak z papieru – nawet jeśli się takimi nie wydają, echo może i tak nieść każdą rozmowę i dźwięki towarzyszące wykonywanym czynnościom, czy sąsiedzi nie będą uciążliwi, czy to my nie okażemy się uciążliwymi sąsiadami, czy na klatce spotykają się „głośne grupy towarzyskie”, czy palą, czy piją, czy może z góry ciągle ktoś nas będzie zalewał etc. Pomyśleliśmy o domku – choć na początku wydawało się, że jest to jakaś odległa mrzonka, której nie będziemy w stanie nigdy zrealizować. Nie wiem, z czego to wynikało, ale właśnie takie było moje pierwsze skojarzenie dla tego pomysłu. Mąż zrobił wstępne kalkulacje, zaczęliśmy monitorować ceny ziemi pod budowę. Okazało się, że domek możemy wybudować taniej (…)

(…) więc puściłam wodze fantazji – olbrzymi parterowy dom z mnóstwem okien, wielkim salonem, ogrodem z samą trawą ( równo ściętą, intensywnie zieloną ), elegancki taras z desek. Z entuzjazmem rozpoczęłam poszukiwania projektów w internecie i codziennie przedstawiałam Dawidowi nowe wizje. To było około 1,5 roku temu – kwestia finansów zweryfikowała moje plany. Gdyby ten czas wstecz ktoś powiedział mi, że skończy się na małym domku (z jak najmniejszą powierzchnią zabudowy), z użytkowym poddaszem, salonem, który nie będzie miał 40 metrów kwadratowych, a zaledwie 23 i do tego z gankiem (ładniej brzmi: wiatrołapem na zewnątrz – tak to sobie nazywam) – powiedziałabym, że nie chcę takiego domu, a teraz jestem szczęśliwa i cieszę się na samą myśl, że on stanie. I naprawdę podoba mi się nasz obecny (wstępny – naszkicowany w autocadzie) projekt .

Długo zastanawialiśmy się jak zbudować dom jak najtaniej. Nie chodziło jedynie o koszty samej budowy, ale też eksploatacji. Myśleliśmy nad rozwiązaniem szkieletowym (szkielet drewniany), prefabrykatami,  nad keramzybetonem (i dachem z tego samego materiału), ja przez jakiś czas forsowałam słomę i glinę, ale nie miałam szans ;). Wiedzieliśmy, że musi to być dom energooszczędny, żeby koszty jego utrzymania nie były za duże. Mimo że nie wgryzałam się wtedy dokładnie w temat – jako tako pojmowałam to pojęcie i wiedziałam z czym się wiąże. Jednak kiedy Dawid powiedział, że zbudujemy dom, którym nie będzie ogrzewania i grzać będę go mogła np. przygotowując sobie herbatę albo zapraszając gości – zaśmiałam się w głos i stwierdziłam, że to nie jest możliwe. I wtedy właśnie pojawiło się hasło: DOM PASYWNY.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz