Etykiety

wtorek, 30 kwietnia 2013

Agnieszka: zobaczycie, będzie wam przemarzała ściana (...)


Pewien budowlaniec z wieloletnim doświadczeniem ostrzega nas przed budowaniem ścian w sposób, w jaki to zaplanowaliśmy, czyli betonowa ściana i na to styropian z jeden strony. Ponoć beton jest bardzo zimny (i dlaczego w ogóle nie budujemy z cegły? Przecież jest najlepsza: ciepła, tradycyjna i w ogóle), przez styropian będzie przenikała wilgoć, beton będzie przemarzał, wyjdzie grzyb. Ściana musi być ocieplona też od wewnątrz. Mój mąż próbował tłumaczyć, wyjaśnić i przedstawić swoje racje, jak i argumenty, ale nie zdołał przekonać tego człowieka. Właściwie nie dało mu się nawet dojść do kilku słów (bo do jednego i owszem J). Ja natomiast, laik w tych sprawach, chociaż nie przejęłam się zbytnio słowami fachowca od budowy domów (bo ostatnio poczytuję sobie fora budowlane i widzę jak wiele osób jest absurdalnie „przywiązanych” do tradycyjnego budownictwa i jak ludzie boją się nowego) postanowiłam trochę zgłębić temat.

Trafiłam na stronę Polskiego Stowarzyszenia Producentów Styropianu http://producencistyropianu.pl/ i tam zdobyłam podstawową wiedzę. Czego się dowiedziałam? Między innymi że wiele osób obawia się,  że ocielenie z tego tworzywa po jakimś czasie zniknie. Nawet nie wiedziałam, że takie wątpliwości są. Przyjęłam za pewnik, że skoro okłada się tym teraz budynki, to chyba nie po to, by patrzeć jak to ocieplenie stopniowo się rozkłada, a kredyt nadal się spłaca. Ale przecież różnie to może bywać…

Jednak są zapewnienia, że prawidłowo położony styropian (i oczywiście odpowiedniej jakości) nie będzie się utleniał – najważniejszym jest chyba ochrona przed promieniami UV.

Mnie jednak bardziej nurtuje problem tego punktu rosy. Jak dla mojego antytechnicznego umysłu informacje są sprzeczne. W jednym miejscu wyczytałam, że materiał ten nie chłonie  wilgoci, w kolejnym, że jak najbardziej oddycha (czyli jak dla mnie ową wilgoć chłonie). Może i powietrze a woda to nie to samo i przepuszczalność obu to zupełnie inna kwestia. Nie wiem do końca a pewnie powinnam (się dowiedzieć).

Jak najbardziej do przemarzania może dochodzić jeśli ocieplamy styropianem budynek od wewnątrz, ale jeśli od zewnątrz nie. Tak piszą.

Zdobyłam trzy próbki tego materiału. Postanowiłam trochę poeksperymentować. Każdy włożyłam do słoika z wodą i zamierzam sprawdzić, czy wchłonie on choć trochę wody. Na zdjęciu słoiki nie są pełne – wody dolałam i zamknęłam pokrywką, żeby moje próbki były ciągle zanurzone, zobaczę, czy i po jakim czasie jej ilość ulegnie zmianie. Bo nawet jeśli „styropianowe kuleczki” cieczy nie wchłoną, to przecież istnieje prawdopodobieństwo, że między nimi jest jakaś szczelina, w której ta woda znajdzie schronienie. Może się okazać, że jest tych kanalików tak mało, że nie zauważę nawet ubytku wody. Wtedy i tak pozostanie pytanie – jak to będzie w takim razie wyglądało na powierzchni ściany domu? Czy ta niewielka ilość będzie wystarczająca dla przeniknięcia wilgoci, czy dojdzie do przemarzania, czy będzie wychodził grzyb?

Mąż twierdzi, że nie, a ja właśnie się tak zastanawiam i myślę, że moja wiedza na temat styropianu jest jednak nadal za mała, by odpowiedzieć sobie na to pytanie.




wtorek, 23 kwietnia 2013

Dawid: Wytwarzanie ciepłej wody użytkowej

Tak naprawdę mało kto liczy i zdaje sobie sprawę z tego,  jak wielkie pieniądze wydawane są na podgrzanie ciepłej wody użytkowej (grzejąc ją za pomocą normalnych źródeł energii: gaz, prąd, paliwa kopalne). Wynika to właśnie z bardzo dużego (jednego z największych w przyrodzie) ciepła właściwego tej cieczy. Ciepło właściwe jest to ilość energii jakie jest w stanie pochłonąć lub oddać materiał zmieniając swoją temperaturę o 1°C. Dla wody wartość ta wynosi około 4200J [Dżuli]. Przyjmuje się zużycie ciepłej wody na około 80 litrów na mieszkańca na dobę - w dużej mierze wartość ta wydaje mi się nierealna, ponieważ w przypadku naszej 2+2 rodziny wychodziłoby to około 10m³miesięcznie, przy czym przy dwójce dzieci robiąc niezliczoną ilość prań zużywamy łącznie 12m³ wody. Ale skoro tak się przyjmuje to tak liczmy (w końcu to tylko średnia):
aby podgrzać 320 litrów wody dziennie trzeba -
4200J – Cp (ciepło właściwe) wody
40⁰C – ΔT wody (przyjmuję wodę z ziemi o temperaturze 5⁰C a wodę po podgrzaniu 45⁰C)
320 litrów/kilogramów – dzienne zużycie, będę też liczył energię potrzebną dla jednego m³
 
4200·40·320 = 14,93kWh dziennie ·0,47 zł/kWh = 7,02 zł dziennie (21,93zł za m³)
 
Tutaj trzeba przyjrzeć się rachunkom z zakładu ciepłowniczego. Ile kosztuje nas podgrzanie ciepłej wody za m³(sporo co?), a ile by kosztowało, gdybyśmy mieli zwykły bojler elektryczny w mieszkaniu. Dlaczego? Przesył ciepła często na kilka kilometrów z ciepłowni wiąże się z dużo większymi stratami ciepła, niż przesył prądu na kilkadziesiąt kilometrów; ktoś te straty musi pokryć. Część z tych strat i tak w bloku się wykorzystuje, bo rury oddają je do bryły budynku (post ciepło, o którym nie wiemy). Oczywiście są bloki gdzie płaci się mniej za podgrzanie (10-12 zł za m³ i tym należy pozazdrościć, ale zdecydowana większość płaci znacznie więcej). Myślę, że obaliłem właśnie mit o najtańszej ciepłej wodzie z sieci (najtańsze ogrzewaniu z sieci to także fikcja) J.
Mając autonomiczny system wytwarzania ciepłej wody, możemy nieco pomarudzić i wymyślić jak najlepszy układ. Najczęściej spotykanym układem jest zbiornik o danej pojemności z wmontowaną grzałką, która dba o to aby woda wewnątrz zbiornika miała  optymalną dla nas temperaturę. Rozwiązanie proste i tanie, co jest jego niewątpliwą zaletą, ale posiada także kilka wad. Pierwsza jaka mi się narzuca to ograniczona pojemność takiego zasobnika. O ile przyjmując odbiór wody na określonym poziomie przy normalnym egzystowaniu, to w przypadku odwiedzin wujka, cioci i ich dwojga dzieci, może okazać się, że dla kogoś wody nie starczy (będzie mimowolnym wielbicielem chłodnych kąpieli). Grzałka niestety nie będzie w stanie tak szybko nagrzać odpowiedniej jej ilości. Inną rzeczą, która mnie niepokoi w takim rozwiązaniu to okresowe przegrzewanie zbiornika. Aby zabić bakterie legionelli, zbiornik należy rozgrzać do koło 70⁰C, co jest bardzo dużym marnowaniem energii. Ja preferuję i zastanawiam się nad podgrzewaczem przepływowym w postaci wężownicy zamontowanej w dużym zbiorniku buforowym. Z racji tego, że będzie duży, możemy trzymać na nim niższą temperaturę przez co naładowanie takiego bufora jest tańsze oraz mniej energii wypromieniowuje przez swoją izolację termiczną do otoczenia. Poza tym zbiornik buforowy i tak będę musiał posiadać do celów ogrzewania domu, dlatego dorobienie funkcji grzania wody wydaje mi się tańsze, niż zakup i montaż zbiornika na sama tylko wodę użytkową; ba! aby było to ekonomiczne napędzanego pompa ciepła.

Dawid: sprostowanie do posta o odzysku energii ze ścieków


W poście o odzysku energii ze ścieków wkradł się pewien błąd obliczeniowy. Jako, że  piszę i obliczeń dokonuję na bieżąco, po prostu go nie zauważyłem. Błąd  uwidocznił się przy okazji liczenia innych wartości, gdzie 350Wh z odzysku ścieków okazała się rażąco za mała. Po poprawce powinno być tak:

4200 J·kg·K <- Cp ( ciepło właściwe) wody

ΔT = 20 ⁰C <- różnica temperatur wody na wejściu i wyjściu

300 kg wody

Zatem:

300·4200·20 wynosi 25 200 000 (25 milionów Dżuli), czyli około 7 kWh a nie 350Wh, co znacząco zmienia postać rzeczy i powoduje, że mamy tutaj styczność z bardzo dużą ilością możliwej do odzysku energii. Wyciśnięcie tych 7kWh energii kosztowałoby nas ( przy pomocy pompy ciepła) 1,75kW/h. Zysk jest więc widoczny. Jakie są to zyski na poziomie pieniądza, już liczę:

7kWh·0,47zł=3,29zł

1,75kW/h·0,47=0,82zł

Oszczędność 2,74zł dziennie, 74,1zł miesięcznie, 889,2 zł rocznie !!

 

Jest się o co bić.

czwartek, 18 kwietnia 2013

Dawid: fundament


Podstawą budynku są fundamenty i od nich zależy, czy zakończony już dom będzie nadawał się do zamieszkania, czy niestety zostały one wykonane źle i trzeba go zburzyć. Jako klasyczny nonkonformista, który zdecydowanie idzie pod prąd panującej sztuce budowlanej (po części może i dlatego, że budowlańcem nie jestem), zdecyduję się na niestandardowe rozwiązanie (a może po prostu jeszcze nie tak popularne). Już w bilansie kosztów, kiedy analizowałem wydatki na budowę domu, okazało się, że jedynym sposobem na zmieszczenie się w kosztach jakie założyliśmy z żoną jest budowanie „sprytne”.

Klasyczny fundament ławowy proponowany przez większość architektów / konstruktorów /  budowlańców / fachowców polega na postawieniu ściany fundamentowej na stabilnym gruncie poniżej granicy przemarzania gruntu. Grunt ma taką paskudną wadę, że woda w nim zawarta podczas „odbitych” mrozów zwiększa swoją objętość. Zjawisko takie obserwujemy często na nie najlepiej położonym polbruku, który potrafi unieść się kilka centymetrów w czasie mrozów. Polbrukowi to generalnie nie przeszkadza, ale dla domu może mieć katastrofalne skutki. Z drugiej strony w większości miejscach polbruk czy zimą czy latem nawet nie drgnie; dlaczego? Wszystko zależy od dokładności zagęszczenia gruntu pod kostkami oraz typu podsypki jaki się zastosowało. Dlaczego o tym piszę? Chce pokazać, że w epoce lotów kosmicznych nie ma złej metody budowania fundamentów; są łatwiejsze i trudniejsze, tańsze i droższe, wyrafinowane i całkiem proste.

 Przyjmijmy dwa główne kryteria jakie muszą spełniać fundamenty: 1) przenieść obciążenie domu wraz z meblami, sprzętami, domownikami (mającymi lekką nadwagę) oraz ich chomikiem na grunt w taki sposób, żeby nie osiąść za głęboko. 2) być odpornymi na wysadzenie przez zamarzającą wodę w gruncie. Punkt pierwszy osiąga się przez zwiększenie szerokości fundamentu lub dokopanie się do warstwy gruntu, która zapewni odpowiednią nośność, a drugi poprzez osadzenie fundamentu poniżej granicy przemarzania (rozwiązanie pewne i proste) lub przez zastosowanie patentu budowniczych polbruku, który nie staje dęba podczas największych nawet mrozów (rozwiązanie finezyjne i skomplikowane).

Obecnie najpopularniejszym typem fundamentu jest fundament ławowy. Polega on na wykonaniu pod nośnymi elementami budynku wykopów o głębokości poniżej granicy przemarzania i zakładanej nośności obliczonej na podstawie badań geologicznych i rozpoczęciu budowy na takim właśnie gruncie.

Nieco mniej popularnym jest fundament punktowy, gdzie te same parametry jak w fundamencie ławowym stosuje się dla słupów (stopy fundamentowe lub wbijane pale żelbetowe).

Innym typem fundamentu jest fundament płytowy, polega on na wylaniu żelbetowej płyty o odpowiedniej grubości, która pozwala rozłożyć ciężar na dużą powierzchnię pozwalając budować na gruntach o małej nośności. Płytę także można stosować powyżej granicy przemarzania stosując patenty dobrych brukarzy.

My wybieramy wariant trzeci jak nam się wydaje najtańszy oraz najbardziej przyjazny przy budowie domu pasywnego.

wtorek, 16 kwietnia 2013

Dawid: magazynowanie ciepła


Oprócz niskiej emisji energii na zewnątrz oraz zdolności pozyskiwania jej z wielu różnych alternatywnych źródeł dom pasywny powinien odznaczać się moim zdaniem jeszcze jedną bardzo ważną cechą, mianowicie zdolnością akumulacji energii cieplnej. Energię tę akumuluje zarówno sama bryła budynku, naczynia buforowe, wszystkie sprzęty domowe oraz powietrze znajdujące się w budynku. Budowa domu, w którym możemy zakumulować dużo energii niesie za sobą sporo korzyści. Wiemy, że przy korzystaniu z energii słonecznej z reguły jest jej albo za dużo albo za mało w stosunku do zapotrzebowania. Należy więc zgromadzić pewne zapasy na „gorsze” dni. Dlatego ważnym jest materiał, z którego konstruuje się dom. Dom drewniany łatwiej i szybciej się nagrzeje, ale i szybciej wychłodzi w przypadku braku dodatkowego ogrzewania. Dom o ciężkiej konstrukcji ( beton, ceramika ) będzie się wolniej nagrzewał, ale i wolniej wychładzał. Uzyskamy dzięki temu mniejsze wahania temperatur miedzy dniem a nocą zarówno w przypadku kiedy mamy już słoneczne dni, jak i jeszcze chłodne noce. Oczywiście to samo możemy osiągnąć odpowiednio wychładzając i dogrzewając dom, ale to już wymaga doprowadzenia energii, która kosztuje. Jak już pisałem, energię cieplna można gromadzić w zbiornikach buforowych. Zbiorniki te to pojemniki na wodę o pojemności nieraz większej niż tysiąc litrów, ocieplone po to aby nie tracić swojej wewnętrznej energii. Zbiornik taki może gromadzić energię z solarów w pogodny dzień i ogrzewać za pomocą układu ogrzewania w nocy. Drugim sposobem (oprócz takiego zbiornika) wydaje mi się być właśnie ogrzewanie podłogowe. W podłodze betonowej jest bardzo dużo betonu, który raz nagrzany potrafi bardzo długo oddawać ciepło do otoczenia. Dlatego ciągle po głowie chodzi mi ta forma ogrzewania. Po pierwsze jako system poprawiania komfortu cieplnego (ciepła podłoga), po drugie będzie ono olbrzymim niskotemperaturowym tanim buforem ciepła, po trzecie fenomenalnym stabilizatorem temperatury.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Agnieszka: dom brzydki


Kiedy jeszcze nawet nie byliśmy na etapie poszukiwania projektu, przy okazji oglądania domów, które stoją w naszej okolicy, bardzo często zastanawiałam się, dlaczego ludzie często decydują się na takie „brzydkie wersje”. Przecież jest tyle pięknych projektów, tyle nowoczesnych rozwiązań. Teraz, gdy sama stoję przed wyborami, doskonale rozumiem, dlaczego tak jest. Przez wiele miesięcy brnęliśmy przez tysiące rozwiązań, rezygnowaliśmy po kolei z wymarzonych form, by w końcu postawić przede wszystkim na funkcjonalność i zapiąć wszystko w osiągalnym dla nas budżecie (to się jeszcze okaże J). Teraz z olbrzymiej bryły z masą okien (wręcz szklanymi ścianami) pozostał mały prostokąt z roztropną ilością przeszkleń (dostosowaną do domu pasywnego).

Złożyliśmy już wniosek o zmianę decyzji o warunkach zabudowy. Naszym marzeniem jest dach o maksymalnym kącie nachylenia 6° - czyli niemalże płaski. Taki rodzaj dachu był przedostatnią decyzją z tych przeciw moim Pierwotnym Wyobrażeniom. Później zgodziłam się jeszcze na przedsionek poza głównym obrębem.

Wstępnie wygląda to tak:




Oczywiście wiele może i pewnie się zmieni. To na razie nasza wizja, jeszcze nie konsultowaliśmy jej z architektem. Teraz czekamy cierpliwie na decyzję z urzędu.

czwartek, 11 kwietnia 2013

Dawid: odzysk ciepła ze ścieków


Zastanawiając się, skąd można jeszcze czerpać energię, zacząłem interesować się odzyskiem ciepła ze ścieków. Nie będziemy brali pod uwagę ścieków z toalety, bo tamte nie dość, że zimne,  to jeszcze z dużą ilością ciał stałych utrudniających przepływ przez jakikolwiek wymiennik. Ale ścieki ze zlewu w kuchni czy z łazienki mogą być bardzo ciekawą perspektywą. W obecnych czasach przyjmuje się zużycie wody ciepłej na poziomie 100 litrów na mieszkańca domu. W naszym przypadku rodzina 2+2 w bezpieczny sposób można przyjąć 300 litrów ciepłej wody o temperaturze 40°C. Część tej wody mimochodem odda swoją energię do otoczenia ochładzając się. Dlatego do obliczeń należy przyjąć temperaturę wody, która wpływa do kanalizacji na poziomie 25°C. Mamy zatem dziennie 300 litrów wody o temperaturze 25°, z którą nie można nic bezpośrednio zrobić ( podobnie jak z płynem z solarów w zimie, o którym pisałem w innym poście), dlatego jedynym rozwiązaniem jest wykorzystanie tej wody jako dolnego źródła ciepła dla niewielkiej pompy ciepła ( tej samej która obsługuje rekuperator i solary ) celem wyłuskania jeszcze tej energii.

Zobaczmy, czy się to opłaca (licząc szybko na kolanie):

ciepło właściwe wody to : 4200J/kg na jeden stopień

zatem: 300·4200J/kg·20 ( dla purystów: wiem, że kilogram wody to nie jeden litr, ale ta różnica nic tu nie znaczy; gradient temperatur przyjąłem 20°C, gdyż ochładzanie wody poniżej 5° na pompie ciepła wydaje mi się nieopłacalna)

mamy: 1 260 000 Juli energii ( słownie jeden milion dwieście sześćdziesiąt tysięcy)

1J = 1Wat ·1 sek

otrzymamy 1260000 Watosekund, a po przekształceniu na jednostki bardziej nam bliskie 350Wh

 To znaczy, że możemy wyciągnąć z tego energię równą grzałce o mocy 350 Wat, która działałaby przez godzinę. Jak wcześniej pisałem do wyciągnięcia tej energii używana  byłaby pompa ciepła. Przy tak wysokiej temperaturze dolnego źródła jej COP oscylowałby w granicach współczynnika 4.0. Wkładając więc w układ około 80 Wh możemy wyciągnąć około 350 Wh. Normalnie cała operacja nie byłaby opłacalna, ale skoro pompę ciepła i tak byśmy mieli, to pozostaje kwestia tylko dołożenia układu do pobierania z komory, w której znajdowałyby się ścieki. Resztę załatwiałaby automatyka.

Zyski z takiego układu są niewielkie, po części z tego powodu, że nieco zaniżyłem pewne wartości (chodzi o temperaturę ścieków). Jednak licząc wieloletni okres użytkowania i walkę o każdą kWh oszczędzoną, mamy tutaj może nie tyle co rewelacyjne, to na pewno rozwiązanie godne przemyślenia.

wtorek, 9 kwietnia 2013

Dawid: pompa ciepła w domu pasywnym


Żona często irytuje się i zarzuca mi, że mówię coś, a po jakimś czasie zmieniam tę treść o 180°. Tak naprawdę jest to 360°, bo staram się po prostu upraszczać w toku mówienia niektóre rzeczy, żeby było łatwiej wyjaśniać i rozmawiać. Nie wszystko jest czarne lub białe. Każdy problem ma swoje „ale”.

 Podobnie jest z pompą ciepła, o której wielokrotnie pisałem - że instalowanie jej jest nieopłacalne, a teraz opiszę, jak ją zamontować. Właśnie to jest to „ale”. Nieopłacalne jest montowanie pomp w sposób klasyczny, czyli taki jaki proponują  instalatorzy.

Pompa ciepła z wymiennikiem gruntowym jest z reguły przewymiarowana po to aby ciągnąc energię z ziemi na taryfie nocnej i akumulować ją do wykorzystania w dzień. Natomiast powietrzna pompa ciepła ma wadę w postaci bardzo niskiej sprawności w przypadku kiedy jest najbardziej potrzebna (przy dużych mrozach).

Dom pasywny, wydawałoby się z samego założenia, wykorzystuje energię wewnętrzną i nie ucieka ona na zewnątrz. Oczywiście jest ono (to założenie) jak najbardziej poprawne, ale obiekt taki nie jest mimo wszystko doskonały i parę rzeczy można poprawić.

 Cały czas chodzi mi po głowie zastosowanie niewielkiej (o mocy kompresora 200-300 wat) pompy ciepła powietrze - woda, która jako dolne źródło wykorzystywałaby powietrze wylotowe z rekuperatora. Według mnie zyski z takiego układu są potrójne:

  1. możliwość zrezygnowania z jednego wentylatora (albo wywiewnego z rekuperatora albo nawiewnego na wymiennik pompy ciepła). Zysk z takiej operacji nie jest imponujący, bo taki wentylator ma moc w zakresie 20-100 watów, ale na przestrzeni kilku lat ciągłej pracy uzbiera się już z tego kilka złotych;
  2. na wyjściu z rekuperatora zawsze mamy tak czy inaczej o kilka stopni więcej niż na zewnątrz; to i sprawność pompy jest lepsza niż w przypadku, gdyby pracowała na powietrzu zewnętrznym; biorąc pod uwagę, że zostanie wybudowany gruntowy wymiennik ciepła, to temperatura na wlocie do rekuperatora nigdy nie będzie ujemna (rzeczywiście powinna być nawet przy najsurowszych mrozach na poziomie 3-4°C), a na wylocie będzie nawet przy najsprawniejszym rekuperatorze na poziomie 8-10°C;  sprawność takiej pompy będzie sporo większa od najlepszych pomp gruntowych, w których dolne źródło ma na początku sezonu 6-8°, a pod koniec spada nawet do 2-3°C; pompa wcale nie musi być dużej mocy, gdyż pracowałaby cały czas, a ciepło byłoby dostarczane do zbiornika buforowego, który służyłby zarówno do napędzania ogrzewania podłogowego jak i podgrzania ciepłej wody
  3. drugim zadaniem pompy (tutaj ciągle prowadzę dochodzenie w tej materii, gdyż brak jednoznacznych informacji zarówno wśród instalatorów pomp ciepła i kolektorów słonecznych, jak i znawców tematów, których można spotkać na forum), byłoby wspomaganie pracy kolektorów słonecznych

 Pokrótce przybliżę problem zimowego działania kolektorów słonecznych próżniowych (o ile nie są zasypane śniegiem J). Kolektory te pracują i mogą pracować wydajnie także w zimie, pod warunkiem obniżenia temperatury odbioru płynu solarnego. Ilość słońca w zimie jest tak niewielka, że płyn w kolektorach nagrzewa się do niższej temperatury niż latem (20-30°C w pogodny mroźny dzień). I tutaj znowu pytanie, co możemy zrobić z 20°; normalnie nic, ponieważ przy klasycznym podłączeniu solarów  tylko poprzez wężownicę do zbiornika buforowego, możemy uzyskać tylko straty ciepła - zbiornik i tak zapewne będzie miał wyższą temperaturę w porównaniu do płynu solarnego. Zróbmy więc obejście i przepuśćmy płyn solarny przez pompę ciepła. Otrzymujemy pompę ciepła, o dolnym źródle 20-25°C, czyli o bardzo dużej sprawności. Płyn solarny po schłodzeniu do temperatury 3-5°C z racji dużego gradientu temperatury i przy wspomaganiu prawa Fouriera (o którym pisałem w innym poście) bardzo chętnie się nagrzeje. W tym przypadku, z racji niewielkich mocy drzemiących w takich temperaturach, znowu nie potrzebujemy zbyt wielkiej pompy. Ba… można byłoby wykorzystać tę samą, która współpracowałaby z rekuperatorem. Nie wspomnę, że przy małej modyfikacji w okresie letnim, ta sama pompa mogłaby nieco schładzać powietrze nawiewane do domu przez system wentylacji. Nad pracą całego układu czuwałaby rozbudowana automatyka. Niestety nie znalazłem nigdzie takich gotowych rozwiązań, nawet rozwiązań podobnych. I obawiam się że moja koncepcja pozostanie na etapie moich własnych przemyśleń….    

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Agnieszka: o dofinansowaniu raz jeszcze


Nareszcie znalazłam chwilę na odwiedzenie strony http://www.nfosigw.gov.pl/ i zapoznanie się z podstawowymi informacjami na temat dopłaty, na którą liczymy. Wcześniej moja wiedza opierała się na hasłach, które Dawid rzucał mi czasami w ciągu dnia – zazwyczaj, gdy czymś byłam zajęta i może główne założenie przyjęłam do wiadomości, ale rozwinięcie zazwyczaj rozmywało się w gąszczu innych dźwięków: pracującej pralki, gaworzącej Nastusi i śpiewającej Gabrysi (…). Przeczytałam na razie o samych założeniach programu i zapoznałam się z plikiem program_priorytetowy_domy.pdf. Oto najważniejsze punkty (dla mnie), które  wynotowałam:

Wniosek o dofinansowanie składać możemy w banku, który zawarł umowę z NFOŚiGW (jest ich w tej chwili bodajże 7, ale na razie żaden nie przedstawił oferty kredytu – przynajmniej nic nam o tym nie wiadomo)

Program obejmuje nie tylko domy pasywne ( do 15kWh/m²·rok – 50 tys zł), ale również energooszczędne (do 40 kWh/m²·rok – 30 tys zł); jeżeli nie osiągnie się statusu tego pierwszego, a będziemy mieścili się w parametrach domu energooszczędnego, możemy liczyć na niższą dopłatę;

Pieniądze można również zgarnąć na kupno mieszkania w budownictwie spełniającym owe kryteria (ale to nas nie interesuje);

Gdy 20% powierzchni domu przeznaczymy na działalność gospodarczą, wtedy otrzymamy o tyle mniejszą kwotę od państwa; w przypadku, gdy będzie to więcej niż 50% - nie możemy na nic liczyć;

O tym, kiedy pieniądze zostaną wypłacone (oczywiście nie do ręki, tylko na konto bankowe, które zmniejszy automatycznie wysokość naszego zadłużenia) mówią treści umów zawartych między bankami a NFOŚiGW (czyli należałoby się z tą umową zapoznać albo przynajmniej o nią zapytać)

Od złożenia formalnego wniosku mamy 3 lata na wybudowanie się;

Przed podpisaniem umowy kredytowej musimy między innymi złożyć w banku stosowną umowę zawartą z wykonawcą i kierownikiem budowy (lub inspektorem nadzoru)

To czego nie znoszę i co jest dla mnie czarną magią: obliczenia, obliczenia, obliczenia – policzyć trzeba chyba wszystko, co się da i to przed, w trakcie i po (tak to zrozumiałam); wszystko przedstawić bankowi i weryfikatorowi ; Dawida to nie przeraża – mnie owszem; ja nie gubię się jedynie w działaniach typu 2+2=4 J

Osoba weryfikatora (co mnie niepokoi) – inna do projektu, inna do oceny samego domu;

Inspektor nadzoru (ewentualnie kierownik budowy) po zakończeniu prac musi złożyć oświadczenie, że dom jest pasywny/energooszczędny;

No i konieczna jest ta cała dżungla zalesiona aprobatami technicznymi, dokumentami (w tym między innym technicznymi z certyfikacją uprawnionych instytucji certyfikujących dotyczącymi urządzeń grzewczych, potwierdzające sprawność tych urządzeń), zdjęciami wszystkich etapów budowy (istotnych z punktu widzenia charakterystyki energetycznej budynku), protokołami wyregulowania instalacji systemu wentylacyjnego, grzewczego, testem szczelności, badaniem termowizyjnym (tu zaznaczono że NFOŚiGW ma prawo do wykonania takich wyrywkowych badań w okresie trwałości przedsięwzięcia)

Takie tam

 

W pliku znajduje się także bardzo przejrzysta tabelka przedstawiająca warunki, jakie musi spełnić dom, który zamierzamy wybudować. Poza tym (choć nigdy domu nie budowałam) wydaje mi się, że chyba przy tradycyjnej realizacji projektu wspieranej kredytem hipotecznym wiele rzeczy i warunków wygląda tak samo.

Ciągle jednak zastanawiam się, jak to będzie w praktyce. Czy osiągnięcie celu i zdobycie tych 50 tys zł (brutto) jest w ogóle realne? Czy może będzie to wyglądało tak jak jeszcze parę lat temu starania o kredyt hipoteczny (nie wiem, jak jest obecnie, ale myślę, że podobnie) – chodzisz od banku do banku, pytasz, przedstawiasz wszystkie konieczne do weryfikacji dane, dostajesz masę zapewnień, że zdolność posiadasz, że nie będzie problemu, a gdy składasz już wniosek, nagle okazuje się, że jednak suma, którą ci wcześniej gwarantowano nie jest w twoim zasięgu, bo nie spełniasz kryteriów – a przecież w twojej sytuacji nic się nie zmieniło (oczywiście nie we wszystkich bankach tak jest). Przez jakiś  czas zastanawiało mnie to „zjawisko” i miałam kilka teorii, ale odpuściłam sobie poszukiwanie prawdy i pozostałam przy bezrefleksyjnym niesmaku.

Zobaczymy, czy zderzenie z programem dopłat do domów energooszczędnych też okaże się gorzkie.

piątek, 5 kwietnia 2013

Dawid: kolektor gruntowy (GWC)


Kolektor gruntowy, czyli gruntowy wymiennik ciepła, jest to urządzenie, które pozwala nam wykorzystać trochę energii zgromadzonej w gruncie. Grunt jak wiadomo na pewnej głębokości (2-3 metrów i głębiej) utrzymuje w miarę stałą temperaturę około 10°C. Wartości te różnią się nieznacznie w zależności od rodzaju gruntu, poziomu wód gruntowych i położenia geograficznego (im bardziej na północ tym zimniej). Świetnie, więc mamy prawie niewyczerpane źródło ciepła o temperaturze około 10°C. Niestety w sposób bezpośredni do ogrzewania domu ta temperatura się nie nadaje, ale można ją wykorzystać w inny sposób. Pierwszy to znane i reklamowane wszędzie pompy ciepła. Jak wcześniej pisałem urządzenie to z ekonomicznego punktu widzenia nie zwróci się w niższych kosztach ogrzewania w domu pasywnym. Drugim natomiast sposobem czerpania z tego niewyczerpanego areału energii jest (są) kolektory gruntowe. Za pomocą kolektora ogrzać lub schłodzić możemy wpadające powietrze do temperatury wyższej lub niższej niż temperatura na zewnątrz. Właśnie zaletą kolektora jest to, że w lecie może produkować przyjemne chłodne i nieco podsuszone powietrze, a w zimne powietrze będzie nieco bardziej nawilżone. Oczywiście nigdy w życiu nie zastąpi klimatyzacji, ale przy małych kosztach eksploatacji (wymuszenie przepływu powietrza za pomocą wentylatora), wydaje się ciekawym rozwiązaniem. Obecnie w stosowaniu wyróżnić można trzy główne typy kolektorów: rurowy, żwirowy i glikolowy. Kolektor rurowy to nic innego jak kawał rury o długości i średnicy obliczonej do konkretnych wymagań przepływów powietrza wentylacyjnego wymaganych w konkretnym projekcie domu, zakopany poniżej granicy przemarzania gruntu. Kolektor żwirowy to pewna objętość żwiru zakopana pod ziemią, przez który przepuszczone jest powietrze. Kolektor glikolowy czy też wodny to ustrój w którym część przewodów wodnych zakopana jest pod ziemią, skąd bierze ciepło i oddaje przez nagrzewnicę wprost do przewodu wentylacyjnego. W tym przypadku oprócz wymuszenia   przepływu powietrza przez nagrzewnicę dołożyć musimy jeszcze wymuszenie obiegu wody/glikolu w układzie. Jak dla mnie GWC wodne jest trochę przerostem formy nad treścią, drogie i skomplikowane. Pozostaje więc albo rurowiec albo żwirowiec. W kosztorysie koszt budowy GWC przyjąłem 7 tyś zł. Trzeba pomyśleć jak to zrobić taniej, bo chyba się da…

 

 Ja stawiam na żwirowca.

czwartek, 4 kwietnia 2013

Dawid: droga darmowa energia


Energii na świecie jest pod dostatkiem. Wystarczy tylko podłączyć się pod to niewyczerpalne źródło. I tu zaczyna się problem. Wtyczki, dzięki którym można to uczynić są bardzo drogie ( kolektory słoneczne, wiatraki, pompy ciepła). Darmowa energia ma też taką wadę, że jest kapryśna i albo bywa tak, że nie ma jej przez długi czas, albo jest w takim nadmiarze, że nie możemy jej całej wykorzystać. Także kłopotliwe nie tylko jest jej pozyskanie, ale i zmagazynowanie na czas kiedy jej będzie brakowało. Żeby się do niej dobrać potrzebujemy dwóch systemów: pozyskiwania i akumulacji. Często akumulacja jest dużo droższa i bardziej skomplikowana od  pozyskiwania. Dlatego państwo wspiera inwestorów, którzy decydują się na wiatraki, kolektory słoneczne i inne tego typu urządzenia. Bez nich (dofinansowań) nie miałyby prawa istnieć w świecie, w którym decyduje bilans zysków i strat. Podobnie jest z niewielkimi przydomowymi urządzeniami. Wiatrak który będzie wytwarzał ze 200 wat prądu kosztuje około 2 tys. zł. Za 2 tysiące dom pasywny można ogrzewać przez dwa lata. Dlatego zwrot takiego urządzenia trzeba rozpatrywać na przełomie wielu lat.

środa, 3 kwietnia 2013

Dawid: ciepło, o którym nie wiemy


Dom pasywny wykorzystuje w dużej mierze ciepło bytowania lub jak kto woli aktywnego przebywania w domu. Mamy to olbrzymie szczęście, że w przyrodzie nic nie ginie, tylko co najwyżej zmienia swoją postać. Podobnie jest z energią. Spróbujmy wrócić ponownie do naszego poczciwego rachunku za prąd. Zużycie z 2 miesięcy około 300 kWh, czyli około 150 kWh miesięcznie. Duża część z tej energii i tak oprócz pracy, do której została wykorzystana, wykonała jeszcze dodatkową pracę: ogrzanie mieszkania. Wynika to z tego, że mało które urządzenie ma sprawność na poziomie 100%. Działanie większości daje efekty uboczne w postaci ciepła wypromieniowanego do otoczenia. Ciepła fajnego, bo teoretycznie darmowego. Patrząc w ten sposób można grać na nosie wszystkim ekologom, gdyż ich teorie i uprzedzenia wykluczają się. Weźmy żarówkę - żarówka ma sprawności na poziomie 2%, to znaczy, że w 100 watowej żarówce 2 waty energii jest oddawanej w postaci światła, a 98 wat w postaci ciepła.  Mamy więc mały grzejniczek pod sufitem z efektem ubocznym w postaci świecenia. W mieszkaniu mamy także dużo wydajniejsze urządzenia dogrzewające, np. lodówka. Lodówka to nic innego jak pompa ciepła grzejąca mieszkanie z efektem ubocznym w postaci schładzanego wnętrza. Wszystkie urządzenia RTV mają sprawność koło 50%, reszta idzie w ciepło. Nawet tak głośno krytykowany stan czuwania to nie straty energii. Na coś się ona przekształca, a że nie na pracę, bo nic się mechanicznie w telewizorze nie rusza, to wszystko idzie właśnie w ciepło. Można zdecydowanie skrytykować akcje wyłączania ładowarek do telefonów, przecież one tez grzeją. A my? Człowiek wydala nawet 40 watów energii z siebie. Co z tego mamy? Jak mieszkasz w nawet przeciętnie ocieplonym bloku z wielkiej płyty, masz szczelne okna i dobrze spasowane drzwi to masz zwroty za ogrzewanie ( jeśli masz zamontowane liczniki ciepła na kaloryferach), bo kaloryfery masz pozakręcane, sąsiedzi przecież grzeją; a guzik, sam sobie grzejesz, bo sąsiad powie ci to samo. Tyle jest tego ciepła, którego nie widać.

 

Ps. Na stronie NFOŚiGW pojawiły się nowe prezentacje, które nieco bardziej rozwijają temat dofinansowania i sposób przyznawania dopłat.

wtorek, 2 kwietnia 2013

Agnieszka: czyli jak dogrzewać?


Od początku było pewnym, że w naszym domu nie będzie „kaloryfer-ufffff”. Bardzo mnie to cieszy. Przyswoiłam podstawową wiedzę na temat wentylacji mechanicznej (rekuperatora). Coś tam o pompie ciepła, ale kiedy okazało się, że najprawdopodobniej nie będziemy jej mieli, bo nie zwróci się po prostu, wykasowałam dane - nie mam teraz miejsca na niepotrzebną wiedzę J. Dawno temu Dawid przebąkiwał coś o tradycyjnych konwektorach, które wyciągałoby się w razie konieczności podniesienia temperatury w pomieszczeniach, ale nie chciałam o tym słyszeć. Wyciągać, chować, pilnować, by Gabrysia i Nastusia nie zbliżały się do nich, poza tym średnio pasowałyby do wystroju wnętrz. Okazało się, że można zastosować specjalne nagrzewnice, które montuje się w kanałach nawiewnych wentylacji. To rozwiązanie bardzo mi się podoba. Nie wiem, czy mąż uwzględnił to już w szacunkowym kosztorysie, więc postanowiłam sama ustalić przybliżoną cenę. Wystarczyła jedna strona z ofertą, bym szybko wycofała się z tego pomysłu. Będę liczyła jednak na kompetencje Dawida. Najzwyczajniej w świecie nie znam się na tym. Nic mi nie mówią typy, oznaczenia, nie wiem, których nagrzewnic i ile będziemy tak naprawdę potrzebowali.

Zastanawiamy się także nad ogrzewaniem podłogowym (alternatywnie). Może nie tyle dla samego podnoszenia temperatury w domu, co dla przyjemności chodzenia po, siedzenia i leżenia na podłodze.

Interesujące wydaje mi się również zastosowanie pieca akumulacyjnego. Włącza się on w nocy, gdy obowiązuje niższa taryfa opłat na prąd. Kumuluje energię i oddaje ją w dzień. Cen już nawet nie będę szukała. Istnieje też kilka innych rozwiązań, ale te wydają się mi/nam dla nas najlepsze.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Agnieszka: to w końcu z ogrzewaniem czy bez?


Kiedy Dawid opowiadał mi o domu pasywnym – o tym, że grzeją go ludzie, urządzenia elektryczne (telewizor, laptop, lodówka itd.), jakoś długo nie mogło się to zmieścić w moim małym, kubusiowym rozumku. Tłumaczył, tłumaczył, a ja wręcz parskałam i dławiłam śmiech, gdy mówił, że efektywnie wykorzystywana będzie nawet energia kubka z gorącą herbatą. To jasne, że to ciepło jest oddawane, że wytwarzamy je my, nasze otoczenie, ale to przecież (wydawałoby się) tak niewiele, więc jakim cudem ma zapewnić komfort cieplny w domu?

W tej chwili już nie budzi to moich wątpliwości. Zdobyłam wystarczającą ilość wiedzy, by UWIERZYĆ. Przychodzą teraz kolejne pytania i wątpliwości, na przykład odnośnie tego komfortu cieplnego. Komfortowo – to znaczy ile stopni? Wyczytałam gdzieś, że do obliczeń dla tego typu domu w Niemczech przyjmuje się 19°C w pomieszczeniach w dzień, w nocy trochę mniej. Natomiast z Polsce jest to 20°C i tyle samo w nocy. Czy to dużo czy mało? Jak na sposób, w jaki pozyskiwane i „przechowywane” jest ciepło myślę, że rewelacyjnie. Jednak dla wielu dwadzieścia stopni to tragedia. Wszystko zależy od osobistych upodobań i przyzwyczajeń. Dla naszej rodziny w tej chwili najwygodniejszą temperaturą jest 21°C.

Jeszcze niedawno molestowałam męża pytaniami o to nieszczęsne dogrzewanie. Najpierw słyszałam, że będzie awaryjnie, później padło hasło „ogrzewanie podłogowe”. Jakoś tak zaczęła się rozpadać moja wizja tej pasywności domu. Bo niby jak? Że tutaj ludzie, sprzęty, gotowanie, że niby tak mądrze wszystko rozwiązane, a mamy dogrzewać? A skąd będziemy wiedzieli, jak często będziemy musieli korzystać z dodatkowego źródła ciepła? Jak można obliczyć przenikalność cieplną domu (nawet nie wiem, czy taki termin istnieje; mam na myśli konkretną informację na temat tego, jak szybko i w jakim stopniu dom będzie się nagrzewał lub wychładzał – bo przecież mimo tych minimum 30 cm styropianu, będzie do tego dochodziło)?

Istnieją domy pasywne, które nie potrzebują  dodatkowych instalacji grzewczych. Są to ekstremalne przypadki i koszt ich wybudowania jest tak wysoki, że wręcz ekonomicznie nieopłacalny. Gdy już będziemy mieli profesjonalny projekt, będzie można wyliczyć jaki standard będzie posiadał nasz budynek i jak wiele będzie mógł znieść. Dla różnych projektów wygląda to inaczej – zależy to między innymi od ich wielkości, powierzchni okien, usytuowania itp. Wiadomo, że jeżeli nadejdzie zima, która uraczy nas siarczystymi mrozami przez choćby miesiąc, wtedy dogrzewać będzie trzeba więcej a mniej (a może nawet czasami wcale) jeśli pogoda będzie trzymała się średnich dla wyznaczonej strefy klimatycznej.

Jednak jakaś „grzałka w razie Wu” musi być.