Od początku było pewnym, że w naszym domu nie będzie
„kaloryfer-ufffff”. Bardzo mnie to cieszy. Przyswoiłam podstawową wiedzę na
temat wentylacji mechanicznej (rekuperatora). Coś tam o pompie ciepła, ale
kiedy okazało się, że najprawdopodobniej nie będziemy jej mieli, bo nie zwróci
się po prostu, wykasowałam dane - nie mam teraz miejsca na niepotrzebną wiedzę J. Dawno temu
Dawid przebąkiwał coś o tradycyjnych konwektorach, które wyciągałoby się w
razie konieczności podniesienia temperatury w pomieszczeniach, ale nie chciałam
o tym słyszeć. Wyciągać, chować, pilnować, by Gabrysia i Nastusia nie zbliżały
się do nich, poza tym średnio pasowałyby do wystroju wnętrz. Okazało się, że
można zastosować specjalne nagrzewnice, które montuje się w kanałach nawiewnych
wentylacji. To rozwiązanie bardzo mi się podoba. Nie wiem, czy mąż uwzględnił
to już w szacunkowym kosztorysie, więc postanowiłam sama ustalić przybliżoną
cenę. Wystarczyła jedna strona z ofertą, bym szybko wycofała się z tego
pomysłu. Będę liczyła jednak na kompetencje Dawida. Najzwyczajniej w świecie
nie znam się na tym. Nic mi nie mówią typy, oznaczenia, nie wiem, których
nagrzewnic i ile będziemy tak naprawdę potrzebowali.
Zastanawiamy się także nad ogrzewaniem podłogowym
(alternatywnie). Może nie tyle dla samego podnoszenia temperatury w domu, co
dla przyjemności chodzenia po, siedzenia i leżenia na podłodze.
Interesujące wydaje mi się również zastosowanie pieca
akumulacyjnego. Włącza się on w nocy, gdy obowiązuje niższa taryfa opłat na
prąd. Kumuluje energię i oddaje ją w dzień. Cen już nawet nie będę szukała.
Istnieje też kilka innych rozwiązań, ale te wydają się mi/nam dla nas
najlepsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz